Okazało się, że w Google rozpoczęto „gDNA” – długoterminowe badania na temat równowagi między pracą i życiem osobistym. Zainspirowali się przy tym badaniami Framingham Heart Study, które trwają od 1948 roku i miały badać choroby serca, a przy okazji wniosły wiele w dziedzinie genetyki, utraty wagi, a nawet szczęścia.
W założeniu zbieranie danych o sposobie podejścia do pracy w Google ma potrwać nawet 100 lat i brane są pod uwagę wrodzone cechy człowieka i wpływ czynników zewnętrznych. Tymczasem już po dwóch latach ekspertom od kadr Googla udało się dojść do pewnych interesujących wniosków, ale o nich za chwilę.
Artykuł wspomina o zjawisku hedonistycznej adaptacji, czymś, co każdy zna z własnego doświadczenia: łatwo przyzwyczajamy się do tego co dobre i z czasem przestaje nam to wystarczać. Żeby utrzymać się na podobnym poziomie zadowolenia ciągle potrzebujemy nowych bodźców: praca lepiej, żeby była lepsza, samochód nowszy, wakacje fajniejsze… a kiedy już osiągniemy postawione sobie cele, na jakiś czas wskakujemy na wyższy poziom satysfakcji, po czym wracamy do naszej normy. Trochę jak chomik w kółku, biegniemy, ale ciągle jesteśmy w tym samym miejscu. Żeby było bardziej obrazowo, angielska nazwa tego zjawiska brzmi hedonistic treadmil (hedonistyczny kierat). Pamiętacie ze starych filmów takie chodzące w kółko osiołki, przypięte do drewnianej belki? Tak, wygląda na to, że jesteśmy w podobnej sytuacji.
Co ciekawe, okazuje się również, że bez względu na to, co wydarza się w życiu, czy rzeczy dobre, czy złe, ludzie mają tendencję do utrzymywania się na mniej więcej stałym, typowym dla siebie poziomie szczęścia. Wyjedziemy na wakacje – poziom satysfakcji wzrasta, ale potem jednak wraca do naszej „normy”. Przydarzy się coś smutnego – jakiś czas czujemy się gorzej, ale potem stopniowo „czas leczy rany”. (UWAGA: nad tym naszym „stałym poziomem szczęścia” też można pracować – i stąd ten blog).
A teraz co wyszło w badaniach gDNA: okazało się, że entuzjazm nowo przyjętych do Google pracowników, choć początkowo bardzo wysoki (w końcu to praca życia!), z czasem opadał. Wyszło jednak na to, że niektórzy z tych tzw. Googlerów łatwiej znoszą rutynę codziennej pracy niż inny, a to co odróżnia tych bardziej zadowolonych od mniej – jest wdzięczność.
Jak podsumował to Laszlo Bock,
Wygląda na to, że odczuwanie wdzięczności – i jej wyrażanie – pozwala Googlerom nie przyzwyczajać się do dobrego, dlatego właśnie, że ciągle zatrzymują się na chwilę, żeby być wdzięczni.
Ha! Odczuwanie wdzięczności i jej wyrażanie może pomóc czuć się szczęśliwą? No to spróbuję.
Artykuł zalecał wyrażanie wdzięczności na różne sposoby, na przykład:
- poświęcenie tytułowych dwóch minut codziennie na podziękowanie jakiejś osobie lub
- jej głośne pochwalenie, albo
- zapisywanie raz dziennie paru rzeczy, za które jesteśmy wdzięczni.
W takim razie, pomyślałam, potrzebuję notatnika. Wzrok mój padł na gwiazdkowy prezent od koleżanki: mały notes z Wenecją na okładce. Leżał już jakiś czas, wcześniej nie bardzo miałam pomysł, jak go wykorzystać, a teraz nadał się idealnie. Można go nosić przy sobie i zanotować coś, kiedy akurat przyjdzie to do głowy.
W kolejnych dniach zapełniałam strony wpisami o rzeczach w sumie prostych. Dziękowałam za małe sukcesy – że autobus poczekał na mnie na przystanku, chociaż mógł odjechać. To, że drzewo po drodze do pracy tak pięknie kwitnie i pachnie, że w lesie są zawilce, a ja w końcu mam i czas i aparat, z którym mogę na nie zapolować (patrz zdjęcie 🙂 ). Że spotykam nowych ludzi, którzy do czegoś mnie inspirują, albo po prostu cieszą tym, że są. Że mam napęd do życia, i że to życie codziennie nabiera odrobinę więcej sensu i że czuję się coraz szczęśliwsza 🙂
Pomyślisz sobie może: jak akurat jest wiosna, to łatwiej czuć się szczęśliwym! Prawda to, jednak zorientowałam się, że świadome czucie wdzięczności faktycznie poprawia nastrój: nie tylko przeżywa się te miłe chwile, ale w ogóle się je ZAUWAŻA, a kiedy już minęły, zapisując przypomina się je sobie – i w ten sposób można je przeżyć jeszcze raz, poczuć się znowu tak samo dobrze i wprawić się tym samym w dobry humor. A kto z nas tego nie chce?
Z czasem okazało się, że zauważam coraz więcej rzeczy, za które mogłam podziękować. Zdałam sobie sprawę, że kurczę, jest tego całkiem sporo: a to za ludzi w pracy, bo są naprawdę bardzo fajni i miło z nimi spędzać te wszystkie godziny; a to za efekty różnych ćwiczeń na szczęście, które praktykuję, bo jak się je naprawdę robi, to po prostu działają! I za to, że w ogóle trafiłam na te ćwiczenia.
Tak więc: działanie tego mechanizmu można określić jako swojego rodzaju pozytywne błędne koło. Im więcej dobrego dostrzeżesz, tym bardziej będziesz zadowolony i zrelaksowany. Im lepiej się będziesz czuć, tym większe prawdopodobieństwo, że zrobisz następną fajną rzecz. I tak w kółko.
Więc polecam – spróbujcie! Nawet spokojnie, wieczorem przed snem, pomyśleć, co dzisiaj przydarzyło się dobrego – przynajmniej tak z 5 rzeczy. Co miłego Was spotkało? Za co chcielibyście podziękować losowi? Czy ktoś zrobił dla Was coś dobrego? Co Was ucieszyło? A może dzisiaj macie powód, żeby być z siebie dumni? Pogratulujcie sobie! To nic nie kosztuje 🙂
Zachęcam też do pisania – najlepiej regularnego. Sam proces jest przyjemny, ale ile jeszcze potem satysfakcji, jak za jakiś czas się to czyta! Ja dzisiaj miałam taki dzień, z okazji pisania, że przejrzałam starsze wpisy i naprawdę, trudno przestać się uśmiechać 🙂
Eksperyment wdziecznościowy w moim życiu trwa od ponad roku stale i ciągle się przekonuję o licznych korzyściach z niego płynących. Teraz lista spraw, za które codziennie dziękuję jest naprawdę długa. Dlatego pewnie niejeden jeszcze wpis powstanie z ciekawymi historiami na ten temat.
Tymczasem – miłego i do następnego!
[1] Wszystkie tłumaczenia tego artykułu w tekście są mojego autorstwa. a link do artykułu w oryginale: https://www.linkedin.com/pulse/20141124163631-24454816-two-minutes-to-make-you-happier-at-work-in-life-and-over-the-holidays?trk=mp-reader-card
Od niedawna jedną z rzeczy, które chcę robić każdego dnia i poświęcić na to choć kilka minut jest właśnie zastanowienie się nad tym, za co jestem wdzięczna. I masz rację – to naprawdę wiele zmienia. I rzeczywiście, jak się na to zwraca uwagę, to z każdym dniem jest się w stanie dostrzec tego więcej.
Kiedyś zrobiłam mały eksperyment zainspirowany wydarzeniem na fb i każdego dnia notowałam coś fajnego co mi się zdarzyło – na kolorowej kartce i wrzucałam do dużego słoika. Teraz stoi na mojej półce słoik z 365 karteczkami przypominającymi, że każdego dnia jest coś, co może być powodem do uśmiechu, radości, wdzięczności i że nie ma dni złych tak do końca.
Zresztą, ja jakoś nie umiem widzieć tylko tego, co negatywne: nawet jeśli mam zdecydowanie kiepski dzień, jeśli dostrzegę coś, co mnie od tego „oderwie”: to, że powietrze tak cudnie pachnie deszczem, wiosną, że zakwitły fiołki, albo wiosenne listki są takie śliczne-to od razu to, co negatywne nabiera odpowiednich proporcji i trochę traci na znaczeniu 🙂
Czasem, kiedy sobie uświadamiam, że za tak wiele rzeczy mogę być wdzięczna, piszę post na blogu i wtedy jeszcze bardziej poprawia mi się humor 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Super!A ile frajdy jest, jak się przejrzy takie wpisy i przypomni te miłe chwile! Ja dzisiaj zabrałam mój wdzięcznościownik na spacer i juhu, ale było zabawy! Zapomniałam o tylu fajnych rzeczach i tak miło i rozczulająco było je sobie przypomnieć 🙂
PolubieniePolubienie
Asiu wspaniała inicjatywa, bardzo potrzebny temat i dużo dobra prosto z Twojego serca 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Od jakiegoś czasu zapisuję sobie minimum trzy rzeczy dziennie, które były dobre/ pozytywne (czyli chyba można powiedzieć – za które jestem wdzięczna -?), choć sam fakt zapisywania wciąż jest cokolwiek nieregularny >__< ale widzę efekty, chociaż zdarzają mi się "potknięcia".
Najlepszym przykładem "przeprogramowania głowy na optymizm" jest ciąg myśli sprzed jakiegoś tygodnia ;): szłam do pracy zła, bo pociąg się spóźniał, coś źle się czułam, w sklepiku mieli tylko jedną kanapkę z mięsem (tragedyje, nie sądzicie? *_^). Mózg już zaczął się ślizgać w kierunku nastroju "ten dzień jest do kitu", gdy nagle… kontr-myśl "hej, wszak jesteś całkiem na czas, herbatka na pewno pomoże, a przecież gorzej by było, gdybyś żadnej kanapki kupić nie mogła". Ja kontra mózg 0:1 😛
PolubieniePolubienie
Bingo!
PolubieniePolubienie